TOWAROWY WAGON TO MOJ DOM
tekst: Agnieszka Jucewicz 10-01-2004 01:00
Hobo
podróżują pociągami towarowymi na gapę. Pracują dorywczo, często w
zamian za nocleg lub jedzenie, omijają duże miasta. Weterani wojny w
Wietnamie, dzieci lat 60., które wypadły poza nawias i tam się
zestarzały, ekoaktywiści, młodzi anarchiści i punki. A także ci,
którzy z braku odwagi balansują pomiędzy hobobohemą a "normalnym",
wielkomiejskim życiem.
Jessica mówi, że łapanie
pociągu kompletnie zmienia spojrzenie na życie. Ja od razu się na to
załapałam. Po tej pierwszej podróży również mój kraj zobaczyłam w
innym świetle. To nie była jednorazowa przygoda, to była opowieść o
Ameryce, o wartościach, które gdzieś zatraciliśmy. Zobaczyłam
amerykańską prowincję "od podwórka", z perspektywy pociągu
towarowego, którego szlak przebiega z dala od miejskiego rozedrgania
i szaleństw. Zobaczyłam Amerykę sprzed 200 lat - mówi reżyserka
Sarah George.
Przyjechała do Warszawy na pokaz swojego filmu
"Catching Out" ("catch out" w slangu hobo oznacza wskakiwanie do
jadącego pociągu towarowego). Kręciła go osiem lat. Narrację oddała
czwórce bohaterów: Jessice, Lee i parze - Baby Girl i Switchowi.
Hobo podróżują pociągami towarowymi na gapę. Pracują
dorywczo, często w zamian za nocleg lub jedzenie, omijają duże
miasta. Weterani wojny w Wietnamie, dzieci lat 60., które wypadły
poza nawias i tam się zestarzały, ekoaktywiści, młodzi anarchiści i
punki. A także ci, którzy z braku odwagi balansują pomiędzy
hobobohemą a "normalnym", wielkomiejskim życiem.
Hobo żyją
na marginesie, bo nie godzą się na współczesną Amerykę. Ich kraj to
Ameryka z Deklaracji Niepodległości, która głosi, że wszyscy ludzie
są równi, a Stwórca obdarzył ich nienaruszalnymi prawami: życiem,
wolnością i swobodą ubiegania się o szczęście. Te właśnie prawa
opiewał pierwszy bard Stanów Zjednoczonych Walt Whitman i jego o sto
lat młodsi spadkobiercy z ery bitników - Jack Kerouac i Allen
Ginsberg.
Opowieść Sarah: LOKOMOTYWA Zanim
nakręciłam ten film, nie byłam ani reżyserką filmową, ani hobo. A
teraz jestem i jednym, i drugim. Wszystko zaczęło się dziesięć lat
temu. Studiowałam stosunki międzynarodowe na uniwersytecie
Georgetown w Waszyngtonie i zachwyciłam się kulturą Afryki. Wkrótce
pojechałam do Tanzanii. Tam przez chwilę studiowałam ochronę
środowiska. Ale rzuciłam studia, bo wydawały mi się zbyt
teoretyczne, i przez jakiś czas pracowałam jako wolontariusz dla
małej organizacji zajmującej się ochroną dzikich zwierząt. W Afryce
odkryłam, że większość organizacji pozarządowych, zamiast
rozwiązywać lokalne problemy, tak naprawdę je podtrzymuje, żeby
uzasadnić swoje istnienie. Ci ludzie mieszkają często w przepięknych
rezydencjach ze służbą, jeżdżą dobrymi samochodami, żyją po
królewsku, a temu luksusowi towarzyszy poczucie, że robią coś
naprawdę dobrego.
To doświadczenie pogłębiło moje
rozczarowanie zarówno rządami Stanów Zjednoczonych w Afryce, jak i
organizacjami pozarządowymi. Poszukiwałam czegoś, w co mogłabym
uwierzyć. Jakiejś bezinteresownej ludzkiej
wspólnoty.
WAGON PIERWSZY - czym jest szczęście?
Wróciłam do Stanów. Mój kolega George właśnie kupił kamerę
High 8, która we wczesnych latach 90. była szczytem techniki (coś
pomiędzy VHS a kamerą cyfrową). Bawił się nią, kręcąc amatorskie
filmy do czasu, kiedy jego brat umarł na białaczkę. Przed śmiercią
zdążył powiedzieć George'owi: "Zrób coś ze swoją sztuką". George
postanowił wyruszyć z kamerą w podróż dookoła Stanów, prowadząc
rozmowy z przygodnie spotkanymi ludźmi. Pytał: "Co jest dla Ciebie
najważniejsze?", "Czym jest szczęście?", "Czym jest miłość?".
Ten projekt wydawał mi się genialny! Przed odjazdem George'a
na pożegnalnej imprezie w barze w Waszyngtonie potwornie się upiłam
i w stanie kompletnego zamroczenia sama zaprosiłam się na tę podróż:
"Mam wszystkiego dosyć. Jadę z tobą!" - krzyknęłam. Następnego dnia
zapakowaliśmy sprzęt do samochodu i ruszyliśmy w podróż. Nie mając
zielonego pojęcia o warsztacie filmowym, tego lata zostałam
mianowana asystentką producenta. Ta niesamowita przygoda, podczas
której przejechaliśmy 15 tys. mil, spotkaliśmy się z tysiącem ludzi
i wysłuchaliśmy ich historii, nauczyła mnie dwóch rzeczy - po
pierwsze, że opowiadanie historii jest największym darem, jaki jeden
człowiek może ofiarować drugiemu. Uwierzyłam, że dzielenie się
opowieściami może zmienić świat. Po drugie, poczułam, że chcę mieć w
tym swój udział.
WAGON DRUGI - przystanek Afryka
Chciałam wrócić do Afryki. Wyjść z kamerą na ulice miast i
wiosek Tanzanii, zebrać historie jej mieszkańców. Potencjalni
sponsorzy wybijali mi ten projekt z głowy: „Nikt w Stanach nie jest
zainteresowany oglądaniem filmu o »zwyczajnym życiu « w Afryce.
Chyba że nakręci pani film o dzikich zwierzętach albo o jakimś
niezwykłym plemieniu lub o ludziach, którzy zabijają się wzajemnie z
głodu. Ale zwyczajne życie? Na to nie damy pieniędzy”. „Catching
Out” był kompromisem w drodze do filmu o Afryce, a zdaje się, że
przez przypadek powstał film mojego życia!
Okazało się, że
dużo łatwiej jest dostać pieniądze, jeżeli film kręcony jest w
Stanach (to ma związek z ubezpieczeniem). Pomyślałam: Dlaczego by
nie założyć plecaka, tak jak robiłam to w Afryce, i nie ruszyć po
prostu przed siebie, opowiadając historię włóczykija w
Ameryce?
WAGON TRZECI - pierwsza lekcja cierpliwości
Na początku chciałam zrobić 20-minutowy film o corocznym
krajowym zjeździe hobo, który odbywa się w stanie Iowa. Pojechać za
wybranym bohaterem, pogadać z ludźmi, i koniec. Potem zdałam sobie
sprawę z tego, że najpierw muszę sama spróbować jazdy na gapę
pociągiem towarowym, spania pod gołym niebem i całego tego
"survivalu". I jeszcze musiałam znaleźć przewodnika.
Skontaktowałam się z drugorzędnym aktorem hollywoodzkim
Bobem Hopkinsem, znanym z promowania kultury hobo w mediach. Wydawał
miesięcznik "Hobo Times" oraz przewodził Narodowemu Stowarzyszeniu
Hobo. Był gościem talk-
-show Oprah Winfrey i najbardziej
medialnym hobo, jakiego znam do dziś. To były lata 90. i łapanie
pociągów stało się modne, zwłaszcza wśród yuppies, którzy podczas
urlopu zrzucali garnitury, przebierali się za trampów i
zachłystywali półlegalną wolnością... przez trzy tygodnie.
Okazało się, że Bob na propagowaniu kultury hobo chce po
prostu zarobić. Próbował nawet organizować wycieczki pod hasłem
"hobo" za duże pieniądze. Nasze drogi się rozeszły. Dla mnie hobo
jest synonimem prawdziwej wolności wyboru.
Jednak to Bob
wprowadził mnie w arkana hobo - pokazał, jak złapać pociąg towarowy,
co jest nie lada sztuką, bo zazwyczaj robi się to z ukrycia, w
biegu. Rozrysował mapę tras, nauczył rozróżniać bezpieczne wagony od
tych mniej bezpiecznych. A przede wszystkim uzmysłowił mi, jak ważna
w życiu hobo jest cierpliwość - pociągi towarowe jeżdżą
nieregularnie i zdarza się czekać na nie trzy dni. Wielu rezygnuje,
nie wiedząc, że nuda, głód i chłód to cena, jaką trzeba płacić za
nieziemskie widoki i metafizyczne przeżycia.